Masakryczne podejście
Komentarze: 0
To był dzień a raczej wieczór którego długo nie zapomnę.
Znajomi mówili mi żebym ćwiczyła wieczorami bo mniejszy ruch i spokojnie mogę jeździć.I tak jeździlam tylko wokół bloku a;e zawsze może to mniej aut jeździ.
Namówiłam koleżankę z pracy ,ta której mąż mi kupował autko by pojeździła ze mną.Ona kierowca ,jeździ sobie ulicami to będę spokojniejsza jakby co.Zgodziła się.Byłam wniebowzięta.
Godzina 17.00 listopad.Ciemno,zimno.Wsiadamy,ruszam bez problemu,robimy kóleczko ona nawet pochwaliła ze całkiem dobrze mi idzie.I co? i gaśnie.Kilka razy prubuję ruszyć i jest ten sam problem ,gaśnie.Na szczęście nie ma za nami nikogo ,wkońcu ruszam.Ona uspokaja mnie bym nie panikowała,każe dodawać wiecej gazu .Skręt w lewo ,trzeba się zatrzymać i znowu gaśnie ,denerwuję już sie.Ona sie śmieje więc trochę mnie to uspokaja.Robię kolejne kółko tą samą trasą az do znudzenia.Ćeizymy,zatrzym się ,rusz ,zatrzym się rusz i jest ok.Nagle sytuacja prosta droga,muszę sie zatrzymać bo auto przede mną parkuje.Potem trzeba ruszyć i .....gaśnie.Zapalam -gaśnie ,zapalam -gaśnie.Za mną koleje auto i kolejne a ja ruszyć nie mogę.Droga wąska ,wyminąć się nie da a tu nagle pojawiją sie samochody jak spod ziemii.Każdy trąbi a ja dalej stoję i ani rusz ,noga lata i gaśnie.Koleżanka krzyczy na mnie więcej gazu ,dodaję gazu a ta cholera gaśnie.
Wkońu proponuję jej byśmy się przesiadły i niech ona ruszy bo korek się zrobił potężny i wszyscy trąbią.Kierowcy wysiadają ze swoich aut i coś krzyczą.A ona nagle do mnie -JA NIE POTRAFIĘ BO JEŻDŻE NA AUTOMACIE I Z BIEGU RUSZAĆ NIE UMIEM-w czas i w porę mnie informuje.Płaczę ,zaplam i gaśnie ,nie da rady.Wkońcu ona wybiega i prosi trąbiącego za mną by wsiadł i ruszyl bo ja nie mogę.Facet wkurzony kazał mi wysiadac i wpakował mi się do auta i ruszył bez problemu.Stałam z boku spanikowana i zapłakana.Wężyk aut aż po horyzont :(
Chcialam uciec i to wszystko w cholerę zostawić ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi że to nic nie da.Facet zostaweil moj samochód gdzieś na poboczu na trawniku i pobiegł do swojego.Wsiadłam,ona mnie uspokajała.Sama się wystraszyła ze tak reaguję,że taka sytuacja.
Stwierdzilam ze nie nadaję się na normalną drogę ruszyć bo zatarasuję szosę.Wezwą wkońcu policję ,dostanę mandat za utrudnianie jazdy i tak to się skończy.A ja pieniedzy nie mam by wydawać na mandaty.
Nienawidziałam tego samochodu.Koleżanka zaproponowała mi bym to sprzedala a kupiła automat to takich problemów mieć nie będę.Zgodziłam się.Ale puki co jest to auto i trzeba teraz ruszyc.Chce już wracać na parking i nie cche jeździć.
Ale jak tu ruszyć????facet zaparkował na trawniku w jakimś dole byle jak aby zjechac z drogi.Ruszyć nie mogę ,tym razem nie gaśnie ale w jakimś dole siedzę ,błoto chlapie zakopuję się i ani rusz.A za mną zaprkowane kolejne auto więc nie mogę przygazować za mocno by nie zderzyć się.Kolejna panika.Co robić.Ona krzyczy na mnie ,gazu ,gazu kręć w lewo ,nie w prawo ,nie w lewo ,zaraz walniesz tamtego ......
Nie wiem jak to zrobiłam ale jakimś cudem wyjechałam.Dotelepałam sie do pustego miejsca i zaparkowałam.Tym razem nie jak na parkingu tylko przy drodze na chodniku .Będzie mi wygodniej potem wyjechać.
Nogi miałam jak z waty,ręce dygotały.Nie pamiętam jak dotarłam do domu.
Koleżanka więcej nie chciała ze mną wsiadać do samochodu.Nawet ją rozumiem.
Ja znienawidziałam tak tens amochód,ze nawet w tym kierunku patrzeć nie chciałam.Dałam ogłoszenie o sprzedaż.
Tyle kosztów ,tyle nerwów.A tak łatwo samochodu sprzedać sie nie da.Zdałam sobię sprawę jak spałam spokojnie jak nie mialam autka.
Ale to nie koniec moich problemów.
Dodaj komentarz