Pierwsza jazda
Komentarze: 0
Samochód stał pod blokiem kilka dni.Wiedziałam ,że muszę ktoregoś dnia w niego wsiąść i ruszyć.A ja poprostu się bałam.Mimo wyjeżdżonych tylu godzin,mimo zdania egazminu ja się bałam.
Bałam się tego ,że teraz siedzę sama ,samiuteńka w samochodzie o którym nie wiem kompletnie nic.Tyle guziczków i pokrętełek a ja pojęcia nie mam do czego to.Mąż kolezanki ,który tym autem przyjechał i odstawił mi pod blok pokazał tylko jak otworzyć drzwi do auta,uważał że wszystko potrafię.
Wsiadałam kilka razy do środka ogładałam go ,zapinałam pasy,włączałam radio,żapalałam kluczyk i......... po 10 minutach wysiadałam.Nie miałam odwagi ruszyć na ulicę.
W domu wracałam i płakałam,płakałam że tak się boję,że tego po sobie się nie spodziewałam.Na kursie zawsze siedizał obok miły pan instruktor ,który miał swoje pedały w razie czego.Który rozglądał sie na boki czy nic na mnie nie wjeżdzą,który mówił w którą stronę kręcę kierownicą by jechać jak trzeba......
Nie byłó nigdy sytuacji ,żeby wysiadał z auta choćby na placu i bym sama pokonywała łuk.Zawsze był obok.A teraz zostałam sama z tym wszystkim.
Wkońcu wzięłam się w garść i poszłam ruszyć.Był wieczór,żeby ruchu dużego nie było to postanowiłam późnym wieczorem sprubować sił.Godzina 19.00 lisopad.Ruszyłam,jakoś wykręciłam na jezdni z parkowania,zaraz przejście dla pieszych idzie kobitka,trzeba się zatrzymać.
Poszła,jedynka i ............ zonk,auto zgasło.Już panika u mnie ,zapalam od nowa chce ruszyć -gaśnie,znowu kluczyk ,zapalam -gaśnie.Za mną jedzie kolejne auto a ja ruszyć zwyczajnie nie mogę bo samochód gaśnie.Tamten trąbi,ja ruszyć nie mogę ,noga mi lata na sprzęgle wkońcu zniecierliwiony omiją mnie.Na spokojnie jakoś ruszam,włączam drugi bieg auto gaśnie.Sytuacja się powtarza kilka razy.POdjadę i mi gaśnie.Łzy w oczach,nie ma kto mi pomóc ludzie na chodniku się oglądają co za melepeta jedzie.Wkońcu ruszył.POstanowilam skrecic w lewo w osiedlową uliczkę mało uczęszczaną by na spokojnie jechać.Oczywiście muszę przepuścic jak wymagają przepisy .Ruszam z jedynki -gaśnie.Stoję .Za mną kolejka.Ten z naprzeciwka widzi że chce skrecic więc mnie przepuszcza i stoi a mi gaś nie i gaśnie .Trąbią na mnie.Omijają w chwili wolnej.
Już tam sobie wyobrażałam co muszą klnąc i myśleć o mnie jako kierowcy.Pojechali.Na spokojnie skręciłam wkońcu ,tam jade jakoś ,telepię sie 20km/h ale jadę.Dojechałam do końca drogi itrzeba skręcic -babka znowu idzie.Zatrzymuję się i znowu z jedynki ruszyć.Strach i panika.Zgasło,szlak mnie trafi zaraz.Na szczęscie za mną nic nie stoi.Zapalam ,gaśnie ,zapalam -gaśnie.Wkońcu ruszyłam .
Modliłam się tylko by dotelepać sie do miejsca skąd ruszyłam i zostawić to w cholerę.Gula w gardle ,nogi się trzęsą ,nie rozumie m tego auta czemu zaczyna mi się trząść nagle i auto.Potem dowiedzialm sie ze na złym biegu jechałam .Dojeżdżam wkoncu do mego miejsca skąd ruszyłam a tam niespodzianka.Zajętę.Panika ,muszę jeszcze raz przejechać by poszukać gdzie zaprkować.A parkowania to już nie potrafie.
Robię kolejną rundę.Tym razem nikt na przejściu nie przechodzi więc nie zatrzymywałam sie wogule,wbrew przepisom ale tak się bałam ze znowu autko zgaśnie.Odmawiam Zdrowaśki by znalazło się miejsce żeby jakoś zaparkować.
Wkońcu jest,jest dalej od bloku ale jest.I to jakie szerokie na 2 auta.Z tego stresu i radości że jest miejsce skręcam w lewo na trzecim biegu.Bo widzę za mną inne auta i boję sie ze jak się zatrzymam to już nie ruszę.O dziwo na tej 3 zaparkowałam .Krzywo to krzywo ale stoję.Oddycham z ulgą...... macam się czy żyję ,oglądam z każdej strony auto czy całe.
Wysiadam zadwolona ,ze to już koniec i postanawiam ze sama już nie ruszę nim.Musi ktoś być ze mną bo zawału dostanę.
Myślałam ,że jak zdam prawko i po takim kursie 61 wyjeżdzonych godzin po mieście wsiąde w swoję autko i będe śmigała.A tu tymczasem taka niespodzianka.Przestałam lubić swoje auto,znienawidzilam siebie że nie potrafię jeździć,zła bylam na matke bo miała rację .Nie nadaję sie do tego .Co tu teraz robić????
W domu płakałam całą noc,żałowałam że kupiłam,taki wydatek i teraz jeszcze większy problem.
Dodaj komentarz