Archiwum grudzień 2017


gru 25 2017 Pseudo przyjaciel
Komentarze: 0

Po ostatniej przygodzie to już odechciało mi sie próbować jeździć.Auto stałó pod blokiem już tydzię czasu a ja w jego stronę nawet patrzeć nie mogłam.Nie mówiąc już żęby wsiąść i jechac.

Krawężnik wysoki,wyjazd prosto na ulicę w dodatku tyłem,obok stoi duże auto kyóre zakrywa cały widok.O nie,nie mam zamiaru prubować.No ale co robić.

Dałam ogłoszenie ale cisza i auto nie może tak stać w nieskończoność.Zardzewieje,zepsuje się a tym bardziej że idą mrozy.

Wkońcu przypomniał mi się jeden znajomy,facet swego czasu startował do mnie ale zaproponowałam mu tylko przyjaźń bo mi poprostu jako partner by nie odpowiadał.Zawsze twierdził,że chce być moim przyjacielem i jakby co to zawsze mi pomoże.Był kierowcą.Idealnie ,pomyślałam.

Zadzwoniłam i się zgodził.Zadowolona byłam bo mi wyjedzie z tego nieszczęsnego parkingu.Ustaliliśmy że on przejedzie się w jakieś spokojne miejsce i ulice i pouczy mnie jak ruszać z miejsca na spokojnie,poćwiczymy sobie.

Pojechaliśmy w ustronne ulice,bardziej spokojne.Tłumaczył ,ze mam naciskać wiecej gazu zanim puszczę sprzegło.Na nie ruchliwej ulicy szło mi wręcz idealnie.Nabrałam ochoty by pojechac na normalną ulicę.On troche się obawiał ale zgodził się.Jechałam całkiem przyzwoicie,nieświadomie wjechałam na dosyć euchliwą ulicę ze światłami i ciągłym zatrzymywaniem się.Miałam okazję poćwiczyć.

Autko gasło mi,trąbili,ale na spokojnie ruszałam i jechałam.Kilka razy prubowałam ruszyć ze stresu z 3 biegu i paliłam opony.Gdybym była sama to nie wiedziałabym co się dzieje a tak to on mi podpowiedział.

Ale zaczęło mu coś odbijać.Skręcając do mnie już na osiedlowe uliczki nagle złapał mnie za kolano.Aż drgnęłam,zaczął mi wmawiać że tego chce i to lubię.Znowu spanikowałam i mało na trawnik nie wjechałam.Kazałam mu się wynosić z mego auta na środku ulicy.On się śmiał,i twierdził że to ja jestem na niego napalona....... Że mówię NIE ale i tak tego chcę.

W tych nerwach nawet dobrze samodzielnie zaprkowałam i pogoniłam drania.A on do mnie ,że nie jest frajerem i za friko mnie uczyć nie będzie.Że go wykorzystałam i teraz wyganiam.

Czy faceci muszą myśleć tylko o jednym????okazał się zwykłym sk******m.Znienawidziałam go na zawsze.

 

Ucieklam do domu i znowu płakałam.Jak ja nienawidziałam tego samochodu,czemu przez te nieszczęsne prawko mam tyle problemów,tyle nerwow.A spałam sobie spokojnie.

 

Auto trzeba było zatankować a ja nie potrafiłam nawet pojechać na stację ,nie mówiąc już o tankowaniu.

Na kursie zajeżdzaliśmy wiele razy na stację i potrafilam ale tam siedzial instruktor i podpowiadal ,gdzie i jak zakrecic.Jakie z nim wszystko było proste.

 

I choć poczułam sie w pewnym momencie że jadę drogą publiczną jak pełnoprawny kierowca swoim samochodem i uznałam że jednak potrafię.Tak jak wysiadłam to juz ponownie sama bałam sie znowu ruszyć.

Cofałam się .Teraz już wiedziałam ,że bycie kierowcą to nie dla mnie.Niech tylko ktoś kupi ten cholerny samochód.

kropka79 : :
gru 23 2017 Kraksa
Komentarze: 0

Dni mijały,autko stało sobie.Denerwowałam się ,że stoi kupca nie ma.Ja nie jeżdzę.Ktoś w pracy mi powiedział że jak będzie stało nie jeżdżone to będzie niszczało i może wkoncu zepsuć się .Samochodem się jeździ.

A ja tak panikowałam jak miałam wsiąść w nie.Na samą myśl ręce i nogi mi się trzęsły.Chodziłam poddenerwowana jak planowałam że wsiąde w tą cholerę i poćwiczę.Nie chaiałam tego samochodu ,nie chciałam już jeździć ale jednocześnie miałam świadomośc ,ze jak bedzie stalo to zniszczeje i wtedy to tylko na złom.A zima długaaaaa.

Wkońcu przypadkowo zgadałam sie z dziewczyną z pracy że ona ma prawko i umie jeżdzić autem na biegi :).O fajnie pomyślalłam.Zgodziła się ze mną poćwiczyć .Nie powiedziałam jej o mojej pzygodzie,wiedziała tylko tyle że mam problem z ruszaniem.Nieświadoma niczego wsiadła do mego auta.Ruszamy ,jest ok,wszystko pięknie ładnie puki nie muszę się zatrzymać bo przejscie dla pieszych i babka idzie.No i standardowo - ruszc nie mogę.Gaśnie ,ona krzyczy gazu dodaj ,ja dodaje ono gaśnie.Szlak mnie trafia.Jakoś ruszyłam wkońcu.Ona cos tam plumka ale ja zestresowana że nie słucham jej.Jedziemy dalej narazie ok.Postanowiłysmy poćwiczyć parkowanie .Była 10 rano miejca parkingowe puste to można ćwiczyć.

Na spokojnie zaparkowałam wręcz idealnie ,z jednej strony był samochód ,z drugiej pusto.Więc na spokojnie zaprkowałam.Pochwaliła mnie ,że jest wszystko ok.Ćwiczymy ruszanie i też mi się udaje,pochwalila ze jest nie tak źle.Drobne korekty.

Nabrałam wkońcu pewności za kólkiem.Minęła godzina takiego jeżdżenia w kólko wiec uznałyśmy ze to juz koniec.

-Zaparkuj pod blokiem masz miejsce ,co będziesz chodziła saleko do auta.

Jest miejsce to parkujemy.

Standardowo ,panika ale wjeżdżam podekscytowana że wcześniej mi wychodziło.

Wjechałam ,owszem ale krzywo ten obok nie wsiądzie do swego samochodu.Korekta.Cofam do tyłu ,tam krawężnik ulica muszę uważać czy nic nie jedzie.Zjechałam do tyłu,Teraz jedynka i do przodu ,a tu co ta cholera gaśnie.Zapalam i staczam sie do tyłu.ZAskoczona że ja na jedynce jestem a on do tyłu jedzie.Co się dzieje.Ona krzyczy gazu dodaj ja nie mogę bo gasnie .Nic nie rozumiem.Buja mi się na tym krawężniku.Obie klniemy kto to na parkingu robi krawężnik.Wkońcu wylądowałam na środku jeżdni a tu jak na złość jadą inne auta.Standardowo -trąbią.Bo przjechać nie mogą .Ja pa nikuję co sie dzieje.Mam jedynke a ona jedzie do tyłu.Naciskam hamulec ,stoję ale jak puszczam zeby dodac gazu to sie stacza.Ona krzyczy gazu więcej.Jak docisnęłam więcej to walnęłam w tego po prawej zaprkowanego.Facet co trąbił roześmiał sie w glos widząc co zrobiłam i pojechal,każde kolejne auto pojechało zadwolone.Ja w płacz,co teraz ,wbita jestem w tył sąsiada.Ona znowu krzyczy nie panikuj ,trzeba cofnąć sie i wyjechać z niego.Nie dałam rady.Nie wiedziałam co robić ,ten samochód się mnie nie słychał.Ona wsiadła za kierownice,przekonałam sie że wie niewiele więcej niż ja o jeździe,piłowała tne samochod a on zaklinował się.

Szedł faet ulicą ,stnął i sie przygladal co kombinujemy.Zapytalam czy ma prawko i vzy może nam wyjechac z tego obok .On w śmiech i poszedł dalej.Wkońcu ona wyjechała jakoś ,auto stoi nadal krzywo bo kół nie naprostowałam jak dodawałam gazu i stąd ta kraksa.Zostawiła to jak jest.

 

Teraz panika co zrobić z tym rozwalonym samochodem.Nie znam właściciela.Moje ma tylko lekkie zarysowania a tam cały zderzak oberwany od strony wlewu do gazu.Porysowane z boku.Co robić ,co robić.Ona krzyczy że auto jest ubezpieczone i to sprawa ubezpieczyciela.Zostaiłam nr.telefonu za wycieraczką

Cisza była 2 dni,tamta mowi zeby wyjechac z tego miejsca i ucuekac i sie nie przyznawac.Ale ja nie taka.

Zepsułam,zawiniłam to niestety muiszę ponieść karę.

Po  2 dniach właścieel auta dzwoni.Facet był dosyć sympatyczny i chcial ugodowo załatwić sprawę ,albo ubezpiecznie co mnie za początkującego kierowce to nieżle potrąca albo zapłace 700 zl i po sprawie.

Nie mam pieniędzy,pożyczyłam i zapłacilam.By nie bylo papierologi.Przed świętami sobie prezent za 700 zl zafundowałam.

Teraz to na pewno nie ruszę z tego miejsca nieszczęsnego.Tak nienawidziałam tego samochodu ,że na samą myśl mi sie niedobrze robiło.Stalo mi teraz pod blokiem ,w dodatku krzywo i musze na nie patrzeć.

Tak bardzo chciałabym je sprzedac.

kropka79 : :
gru 23 2017 Masakryczne podejście
Komentarze: 0

To był dzień a raczej wieczór którego długo nie zapomnę.

Znajomi mówili mi żebym ćwiczyła wieczorami bo mniejszy ruch i spokojnie mogę jeździć.I tak jeździlam tylko wokół bloku a;e zawsze może to mniej aut jeździ.

Namówiłam koleżankę z pracy ,ta której mąż mi kupował autko by pojeździła ze mną.Ona kierowca ,jeździ sobie ulicami to będę spokojniejsza jakby co.Zgodziła się.Byłam wniebowzięta.

 

Godzina 17.00 listopad.Ciemno,zimno.Wsiadamy,ruszam bez problemu,robimy kóleczko ona nawet pochwaliła ze całkiem dobrze mi idzie.I co? i gaśnie.Kilka razy prubuję ruszyć i jest ten sam problem ,gaśnie.Na szczęście nie ma za nami nikogo ,wkońcu ruszam.Ona uspokaja mnie bym nie panikowała,każe dodawać wiecej gazu .Skręt w lewo ,trzeba się zatrzymać i znowu gaśnie ,denerwuję już sie.Ona sie śmieje więc trochę mnie to uspokaja.Robię kolejne kółko tą samą trasą az do znudzenia.Ćeizymy,zatrzym się ,rusz ,zatrzym się rusz i jest ok.Nagle sytuacja prosta droga,muszę sie zatrzymać bo auto przede mną parkuje.Potem trzeba ruszyć i .....gaśnie.Zapalam -gaśnie ,zapalam -gaśnie.Za mną koleje auto i kolejne a ja ruszyć nie mogę.Droga wąska ,wyminąć się nie da a tu nagle pojawiją sie samochody jak spod ziemii.Każdy trąbi a ja dalej stoję i ani rusz ,noga lata i gaśnie.Koleżanka krzyczy na mnie więcej gazu ,dodaję gazu a ta cholera gaśnie.

Wkońu proponuję jej byśmy się przesiadły i niech ona ruszy bo korek się zrobił potężny i wszyscy trąbią.Kierowcy wysiadają ze swoich aut i coś krzyczą.A ona nagle do mnie -JA NIE POTRAFIĘ BO JEŻDŻE NA AUTOMACIE I Z BIEGU RUSZAĆ NIE UMIEM-w czas i w porę mnie informuje.Płaczę ,zaplam i gaśnie ,nie da rady.Wkońcu ona wybiega i prosi trąbiącego za mną by wsiadł i ruszyl bo ja nie mogę.Facet wkurzony kazał mi wysiadac i wpakował mi się do auta i ruszył bez problemu.Stałam z boku spanikowana i zapłakana.Wężyk aut aż po horyzont :(

Chcialam uciec i to wszystko w cholerę zostawić ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi że to nic nie da.Facet zostaweil moj samochód gdzieś na poboczu na trawniku i pobiegł do swojego.Wsiadłam,ona mnie uspokajała.Sama się wystraszyła ze tak reaguję,że taka sytuacja.

Stwierdzilam ze nie nadaję się na normalną drogę ruszyć bo zatarasuję szosę.Wezwą wkońcu policję ,dostanę mandat za utrudnianie jazdy i tak to się skończy.A ja pieniedzy nie mam by wydawać na mandaty.

Nienawidziałam tego samochodu.Koleżanka zaproponowała mi bym to sprzedala a kupiła automat to takich problemów mieć nie będę.Zgodziłam się.Ale puki co jest to auto i trzeba teraz ruszyc.Chce już wracać na parking i nie cche jeździć.

Ale jak tu ruszyć????facet zaparkował na trawniku w jakimś dole byle jak aby zjechac z drogi.Ruszyć nie mogę ,tym razem nie gaśnie ale w jakimś dole siedzę ,błoto chlapie zakopuję się i ani rusz.A za mną zaprkowane kolejne auto więc nie mogę przygazować za mocno by nie zderzyć się.Kolejna panika.Co robić.Ona krzyczy na mnie ,gazu ,gazu kręć w lewo ,nie w prawo ,nie w lewo ,zaraz walniesz tamtego ......

Nie wiem jak to zrobiłam ale jakimś cudem wyjechałam.Dotelepałam sie do pustego miejsca i zaparkowałam.Tym razem nie jak na parkingu tylko przy drodze na chodniku .Będzie mi wygodniej potem wyjechać.

Nogi miałam jak z waty,ręce dygotały.Nie pamiętam jak dotarłam do domu.

Koleżanka więcej nie chciała ze mną wsiadać do samochodu.Nawet ją rozumiem.

Ja znienawidziałam tak tens amochód,ze nawet w tym kierunku patrzeć nie chciałam.Dałam ogłoszenie o sprzedaż.

Tyle kosztów ,tyle nerwów.A tak łatwo samochodu sprzedać sie nie da.Zdałam sobię sprawę jak spałam spokojnie jak nie mialam autka.

 

Ale to nie koniec moich problemów.

kropka79 : :
gru 23 2017 Drugie podejście
Komentarze: 0

Nasta dla mnie bezsenne noce.Ciągle myślałam ,dlaczego nie potrafię ruszać??co sie dzieje,co robię źle.Na kursie nigdy ale to nigdy mi samochód nie zgasł.Na egzaminie 2x zgasł ale odpaliłam i jechałam dalej bez problemu.A tu tymczasem taki problem.Nie spodziewałam sie wogule że taki problem będę miała.Bałam sie jazdy po mieście a tu tymczasem wogule ruszyć nie potrafię.

Przejrzałam wszystkie fora internetowe na temat ruszania ,filmiki.

 

Teoretycznie wiem co i jak a w praktyce nie wychodzi jakoś.Bałam się po raz kolejny wsiadać sama.Nie bardzo miałam z kim jeżdzic.Wkońcu mnie oświeciło,przecież moja bliska koleżanka ma pawko i czasem jeździ.Jakby tak ona obok mnie siedziała i podpowiedziała co nieco ,co robię źle to może by było mi łatwiej.DZwonię do niej.Wkońcu odbiera i co??........ okazuje się ze ona nie może mi pomóc bo miała wypadek i noga połamana i wyjechała do rodzinnego domu.Makabra.

 

Co tu robić ,co tu robić.Oooo tak,moja wspólokatorka ma prawko może ona zechce mi potowarzyszyć w czasie mojej pseudo jazdy.Zapytałam.Zgodziła się.Uff......

Zadowolona nie mogłam doczekac sie dnia kiedy wsiądziemy do autka.Był znowu wieczór.Ja po raz kolejny przed jazdą roztrzęsiona i spanikowana ale już raźniej bo jest ktos kto się zna na rzeczy.Ruszamy.Ta sama trasa osiedlowa.Autko nie zgasło ani razu.Jazda powolna i spokojna ale było oki.Nawet sama się zdziwiłam ze jednak się da.

Z parkowaniem trochę problemu,co mnie nie zdziwiło bo jak zwykle nie wiem w którą stronę kręcic kierownicą jak cofam.Ona podpowiedzial i sie udalo.

Ale to bylo tylko jedno kółeczko i koniec.Zawiedziona byłam ale i zadowolona ze jednak da sie przejechac trasę osiedlową bez gaśnięcia silnika.W sumie nie dała mi wskazówekj żadnych ,milcząca jkas byla i nieśmiała.

 

Kolejnego dnia postanowiłam już sama sprubować.Wsiadłam w auto ,była 20 godzina.Ciemno.Ciemno w tym samochodzie.Nieraz widialam ze kierowca gdzieś zaświeca światełko ale gdzie to .Macam kluczykiem po omacku,trafić nie mogę.Myślę sobie ,stre autko to pewnie światełka nie ma.Latrki nie posiadam.Wkońcu wysiadłam bo się namarzłam w środku.

 

Kolejny wieczór przepłakany.Nie radzę sobie kompletnie.....

kropka79 : :
gru 23 2017 Pierwsza jazda
Komentarze: 0

Samochód stał pod blokiem kilka dni.Wiedziałam ,że muszę ktoregoś dnia w niego wsiąść i ruszyć.A ja poprostu się bałam.Mimo wyjeżdżonych tylu godzin,mimo zdania egazminu ja się bałam.

Bałam się tego ,że teraz siedzę sama ,samiuteńka w samochodzie o którym nie wiem kompletnie nic.Tyle guziczków i pokrętełek a ja pojęcia nie mam do czego to.Mąż kolezanki ,który tym autem przyjechał i odstawił mi pod blok pokazał tylko jak otworzyć drzwi do auta,uważał że wszystko potrafię.

Wsiadałam kilka razy do środka ogładałam go ,zapinałam pasy,włączałam radio,żapalałam kluczyk i......... po 10 minutach wysiadałam.Nie miałam odwagi ruszyć na ulicę.

W domu wracałam i płakałam,płakałam że tak się boję,że tego po sobie się nie spodziewałam.Na kursie zawsze siedizał obok miły pan instruktor ,który miał swoje pedały w razie czego.Który rozglądał sie na boki czy nic na mnie nie wjeżdzą,który mówił w którą stronę kręcę kierownicą by jechać jak trzeba......

Nie  byłó nigdy sytuacji ,żeby wysiadał z auta choćby na placu i bym sama pokonywała łuk.Zawsze był obok.A teraz zostałam sama z tym wszystkim.

Wkońcu wzięłam się w garść i poszłam ruszyć.Był wieczór,żeby ruchu dużego nie było to postanowiłam późnym wieczorem sprubować sił.Godzina 19.00 lisopad.Ruszyłam,jakoś wykręciłam na jezdni z parkowania,zaraz przejście dla pieszych idzie kobitka,trzeba się zatrzymać.

Poszła,jedynka i ............ zonk,auto zgasło.Już panika u mnie ,zapalam od nowa chce ruszyć -gaśnie,znowu kluczyk ,zapalam -gaśnie.Za mną jedzie kolejne auto a ja ruszyć zwyczajnie nie mogę bo samochód gaśnie.Tamten trąbi,ja ruszyć nie mogę ,noga mi lata na sprzęgle wkońcu zniecierliwiony omiją mnie.Na spokojnie jakoś ruszam,włączam drugi bieg auto gaśnie.Sytuacja się powtarza kilka razy.POdjadę i mi gaśnie.Łzy w oczach,nie ma kto mi pomóc ludzie na chodniku się oglądają co za melepeta jedzie.Wkońcu ruszył.POstanowilam skrecic w lewo w osiedlową uliczkę mało uczęszczaną by na spokojnie jechać.Oczywiście muszę przepuścic jak wymagają przepisy .Ruszam z jedynki -gaśnie.Stoję .Za mną kolejka.Ten z naprzeciwka widzi że chce skrecic więc mnie przepuszcza i stoi a mi gaś nie i gaśnie .Trąbią na mnie.Omijają w chwili wolnej.

Już tam sobie wyobrażałam co muszą klnąc i myśleć o mnie jako kierowcy.Pojechali.Na spokojnie skręciłam wkońcu ,tam jade jakoś ,telepię sie 20km/h ale jadę.Dojechałam do końca drogi  itrzeba skręcic -babka znowu idzie.Zatrzymuję się i znowu z jedynki ruszyć.Strach i panika.Zgasło,szlak mnie trafi zaraz.Na szczęscie za mną nic nie stoi.Zapalam ,gaśnie ,zapalam -gaśnie.Wkońcu ruszyłam .

Modliłam się tylko by dotelepać sie do miejsca skąd ruszyłam i zostawić to w cholerę.Gula w gardle ,nogi się trzęsą ,nie rozumie m tego auta czemu zaczyna mi się trząść nagle i auto.Potem dowiedzialm sie ze na złym biegu jechałam .Dojeżdżam wkoncu do mego miejsca skąd ruszyłam a tam niespodzianka.Zajętę.Panika ,muszę jeszcze raz przejechać by poszukać gdzie zaprkować.A parkowania to już nie potrafie.

Robię kolejną rundę.Tym razem nikt na przejściu nie przechodzi więc nie zatrzymywałam sie wogule,wbrew przepisom ale tak się bałam ze znowu autko zgaśnie.Odmawiam Zdrowaśki by znalazło się miejsce żeby jakoś zaparkować.

Wkońcu jest,jest dalej od bloku ale jest.I to jakie szerokie na 2 auta.Z tego stresu i radości że jest miejsce skręcam w lewo na trzecim biegu.Bo widzę za mną inne auta i boję sie ze jak się zatrzymam to już nie ruszę.O dziwo na tej 3 zaparkowałam .Krzywo to krzywo ale stoję.Oddycham z ulgą...... macam się czy żyję ,oglądam z każdej strony auto czy całe.

Wysiadam zadwolona ,ze to już koniec i postanawiam ze sama już nie ruszę nim.Musi ktoś być ze mną bo zawału dostanę.

 

Myślałam ,że jak zdam prawko i po takim kursie 61 wyjeżdzonych godzin po mieście wsiąde w swoję autko i będe śmigała.A tu tymczasem taka niespodzianka.Przestałam lubić swoje auto,znienawidzilam siebie że nie potrafię jeździć,zła bylam na matke bo miała rację .Nie nadaję sie do tego .Co tu teraz robić????

W domu płakałam całą noc,żałowałam że kupiłam,taki wydatek i teraz jeszcze większy problem.